Nie, nie zacytujemy słynnej piosenki Stanisławskiego i Matuszkiewicza, choć ciśnie się pod palce… Ale rzeczywiście Iberystyka warszawska obchodzi stuknięcie czwartego krzyżyka. A że Zespół R wywiódł się niegdyś właśnie z korytarzy iberystycznych… Zostaliśmy zaproszeni, skorzystaliśmy z radością, zagraliśmy ok. godziny – ale nie był to ściśle iberystyczny koncert. W końcu zawsze uważaliśmy studia za płaszczyznę poznawania świata we wszelkich jego emanacjach, stąd nie mogliśmy się powstrzymać przed zagraniem także Nohavicy czy Dylana, o Brassensie nie wspominając.

Dominował Llach, dwie sefardyjskie, jedna brazylijska – i premiera, czyli Słowa dla Julii Paco Ibáñeza, hiszpańskiego „Demarczyka”, do wiersza Josego Agustina Goytisolo, w przekładzie Jarka. Zagraliśmy w składzie trzyosobowym – bez Tomka, bo ściąganie go z Krakowa na skromny, niepełnowymiarowy występ w środowisku, które przyszło chyba bardziej przez sentyment do iberystycznych konotacji niż dla „sztuki” jako takiej – byłoby zawracaniem jego czasu. Może wybaczy… Ale bez jego wkładu jednak brzmi to teraz – bardziej – płasko…

Koncert odbywał się w cieniu niedawnej śmierci naszego starszego kolegi, wykładowcy na iberystyce, Janusza Wojcieszaka. Dedykowaliśmy Jego pamięci życie Llacha. I wiele myśli tego dnia.

Nastepny
Ośrodek Kultury Mościska, Tarnów