Niewiele odkrywczego możemy napisać o tym koncercie. Co nie znaczy, że nie warto go pamiętać. Zagraliśmy to, co ostatnio grywamy, czyli zestaw kompletnie „nieprzewidywalny”. Nasi zwolennicy mówią, że to „kalejdoskop inspiracji, wrażliwości i estetyk”, przeciwnicy, że „groch z kapustą”.

Istotne jest co innego: ostatni raz w Tarnowie wystąpiliśmy w czasach, gdy Tadeusz Kościuszko był jeszcze w formie, a mnisi lis Hugo Kołłątaj judził monarchę… Czyli dawno. Okazało się, że nawet ktoś nas pamiętał, i to dobrze, ale jeszcze ciekawsze – publiczność staranowała nas owacjami. Jak mawia pewien artysta: „pochlebnie wypowiadali się o moim ostatnim dziele – bardzo interesujący, inteligentni ludzie”… Czyli publiczność nam się podobała, bo my podobaliśmy się jej… Dobra, dość żartów. W każdym razie tłum słuchaczy wspaniałomyślnie pominął nasze drobne kiksy, aplauzem przyjmując ofertę piosenkową, a potem jeszcze ugoszczono nas wspaniałą kolacją. Z pewnością sprawdzimy trwałość uczuć Tarnowa. Z pewnością zechcemy zaśpiewać tam ponownie. I już nie chodzi o kolację… Ucztą jest atmosfera.

Nastepny
Dom Spotkań z Historią, Warszawa