Pożegnanie „naszego” sezonu w Tygmoncie w składzie amebokształtnym, czyli bez zgoła jakiejkolwiek perkusji… Tomek Hernik, Marek Wojtczak, Jarek i Filip na scenie oraz Marek Karlsbad przy pociąganych przez siebie sznurkach – ot, cała heca i mecyja. Było przyjaźnie, trochę sentymentalnie i z lekka głośno. Tym razem zdecydowaliśmy się na obszerniejsze przypomnienie piosenek Lluisa Llacha – z absolutnych nowości w tym składzie pojawiły się „Przyjaciele, to nie to” i „Cisza”. Wyraźny blok reprezentował też pieśni czeskie oraz Montypythonowskie. Pojedyncze sefardyjskie dopełniły reszty, której trzon stanowił jak zwykle Brassens, choć z uwagi na obfitość materiału wiele nieśmiertelnych sztajerków wypadło z programu. Ale wrócą.

Wręczyliśmy urodzinowy kubek i całus Oli, wykonując na jej prośbę rzadko grany i nigdy nie nagrany „Panegiryk” (z falstartem). Jarek dostał bukiet od fanek. Publiczność, zrazu nieśmiała, dała czadu na koniec, zmuszając nas do trzykrotnego bisu (no, tak naprawdę to sami zagraliśmy trzy bisy od razu…). Chyba był na sali ktoś, kto jeszcze nie znał „Goryla”, sądząc po reakcji na szóstą zwrotkę…

Nastepny
Studio Roxy FM, Warszawa