Plenerowy koncert, zorganizowany przez mieszczący się w CKK Teatr Korez.

Właściwie trzeba sobie powiedzieć jasno: Katowice mają znakomitą publiczność. Każdy, kto jest żywiołowo oklaskiwany i chwalony, uważa, że ci, co go oklaskują i chwalą, są bardzo fajni i inteligentni. Wobec tego poprawka: ZR ma w Katowicach oddaną publikę. W każdym razie to trzeci raz w ostatnich czasach, gdy tam trafiamy, i za każdym razem trafiamy w serce.

Było ciepło, publiczność zgromadzona na schodach wiodących do gmachu, scena tyłem do Placu Sejmu Śląskiego. Program mocno eklektyczny, jak to mamy ostatnio w zwyczaju, czyli było wszystkiego po trochu – Llach, Brassens, Sefarad, Nohavica, Conte, Dylan, Brel. Tym razem powstrzymaliśmy się od twórczości całkiem własnej. A o dobrej komunikacji między publicznością a występującymi niech świadczy spora liczba bisów. I, co nas zdumiewa, a zarazem cieszy, wciąż są na naszych koncertach ludzie, którzy nie znają tych piosenek, a to daje się poznać po żywych reakcjach na puenty i śródżarty.

Marek Wojtczak grał kolejny raz na gitarze basowej. Ma to swój urok. Ma to swoją siłę. Ale wróci do kontrabasu, tak obiecuje. Będzie to miało swój jakże inny urok i siłę.

Może trzeba mieć i to, i to na scenie. Tylko jak to transportować? Sting ma do tego różne odrzutowce. Młody na razie nie.

Nastepny
Rynek, Kazimierz Dolny