’, '2009-10-18

Spóźniony powrót po wakacjach na stałe miejsce. Koncert poświęciliśmy w znacznej mierze Carlosowi Marrodanowi, który dwa dni wcześniej wyszedł ze szpitala po wielotygodniowej walce z paskudną chorobą bakteryjną. W środku programu znalazł się tedy solidny blok przekładów Carlosa – od „Urodziłem się na raz” przez „Kurę”, „Kwiecień 74″” „Życie” i inne pieśni Llachowskie po Brassensa „Morderstwo” (dawno nie grane, tygmontowska premiera), „Pornografa”, „Rogacza”…

Był też czas na dwie Nohavice, jeden Dylan, ale w wersji dwujęzycznej (część tekstu zaśpiewaliśmy po czesku, bo nam się spodobała wersja tria Golden Kids – ha! To był zespół! Vondrackova, Neckar i jeszcze jedna taka… Popatrzcie sobie na YouTube, jaki czad, pieśń się nazywa „Casy se meni”). Było kilka sefardyjskich rzeczy, nie granych dawno (poza Kołobrzegiem). Wprawdzie podczas samego koncertu respons publiki był zdyscyplinowany, ale za to huragan braw wymusił przewidziane i tak bisy, których było znów sporo. M. in. nasze odkrycie z archiwów, czyli „Kiedy wyrzuci mnie fala na zmarłych brzeg” Lluísa Llacha.

Na scenie było nas czterech. Bez żadnych instrumentów perkusyjnych. Za to duduk Tomka Hernika brzmiał wyjątkowo pięknie.

Nastepny
Prywatny dom pp. [K], Zalesie Górne