Nauczyliśmy się czekać i… doczekaliśmy się. 28 lat po rejestracji materiału, złożonego z piosenek Lluisa Llacha (kaseta Za nami noc…) – powróciliśmy do tematu. Tym razem na żywca, zgodnie z teorią, źe choć bardziej boli, ale jest szybsze. Poprzedzone dwoma tygodniami intensywnych prób pod okiem producenta Tomka Gąssowskiego (Zmruż oczy, Sztuczki, Imagine,…. Kumple to grunt). Pomysł Tomka był dwojaki: po pierwsze, nie zagubić melodii Llacha, po drugie – od-ogniskowić te piosenki, dodać im proletariackiego sznytu. Stąd kolejny raz ZR pojawił się na scenie z perkusistą. Tym razem w tej roli wystąpił renomowany mistrz, znany z kilku dziesiątek płyt i niezliczonych koncertów, jazzman Grzegorz Grzyb. Artysta – a przy okazji znakomicie potrafiący wtopić się w muzykę, którą ma ozdobić.

Zagraliśmy pełny program Llachowski, rezygnując z bodaj trzech piosenek, które były na kasecie z 1985 roku, za to dokładając kilka takich, które graliśmy i tak w tamtych czasach. Nie we wszystkich perkusja grała, dzięki czemu uzyskaliśmy to, o co chodziło Tomkowi Gąssowskiemu – wielość barw. A efekt? Zobaczymy i usłyszymy niebawem, gdy płyta się ukaże.

Koncert poniedziałkowy był kameralny, przyszło trochę studentów iberystyki, trochę gości. Ale byli aktywni. My też. Nawet nie przeszkodziła nam za bardzo trema związana z graniem rzeczy doskonale znanych, ale w kompletnie nowych układach, aranżach i tempach…

Nastepny
Ostrołęckie Centrum Kultury, Ostrołęka