I oto trzeci raz ZR zajechał w gościnne podwoje (a nawet poczworze) Białego Borku. Jurajskie klimaty, zimno jak zwykle (czemu nie możemy tam przyjechać w miesiące majowo-wrześniowe???). „Stajenni” wypracowali dużą salę koncertową. Odeszły w niepamięć koncerty na scenie wielkości łupinki orzecha, przy piecu. Teraz się gra przed dużą publiką – jeśli do bawi – i na scenie wielkości standardowej.

No i jak zwykle publiczność sprzyjała nam wielce. Może to tutejsza nisza pogodowa, może fakt, że większość widowni musi dojechać z dalsza, więc pojawiają się naprawdę ci, którym zależy. W każdym razie grać dla nich to jak spadać w miękką pościel. Sama przyjemność.

Z uwagi na nasze ostatnie preferencje – grany był program heterogeniczny, czyli dużo grochu i dużo kapusty. Pełna mieszanka firmowa. Jakoś nawet udało się bez utraty głosu – a przecież ostatnio Polak lubi chorować.

Coś czujemy, że nie ostatni to raz, gdy w Białym Borku dźwięki w przestrzeń wypuszczamy.

Nastepny
Tygmont, Warszawa