Dzień patronów 60% zespołu – Jarosława i Marka. Ale nie było szampańsko z oczywistych względów. Publiczność mniej liczna niż miesiąc wcześniej – abstrahując od tego, że może byliśmy nie dość atrakcyjni tego dnia na tle konkurencyjnej oferty, złożyło się parę przyczyn: trwające oszołomienie po smoleńskiej tragedii i fantastyczna pogoda.

Choć żałoba narodowa skończyła się tydzień wcześniej, trudno było przejść obojętnie obok historii. Zadedykowaliśmy pamięci ofiar Kwiecień 74, poprzedzony motywem z Marsza żałobnego, ale na początek koncertu wybraliśmy przewrotnie Śmierć za idee Brassensa – wołanie w obronie życia. Jak powiedzieliśmy, życie dla idei uważamy za coś lepszego niż umieranie dla nich.

Gdyby porównać nasze koncerty sprzed kilku czy kilkunastu lat z tym jednym, kontrast byłby uderzający. Kiedyś grywaliśmy koncerty monograficzne (czasem nada nam się to zdarza). Nasz ostatni koncert był absolutną mieszanką firmową. Aż cztery absolutne premiery: utwór Jarka do zaadaptowanego wiersza ks. Jana Twardowskiego Do moich uczniów; dwa kawałki Paola Contego w Jarkowych przekładach, Wyjdź, wyjdź oraz Błękitne (czyli słynne Azzurro, znane u nas z wersji Adriana Celentano); oraz odpowiedź zna wiatr Dylana, czyli słynne Blowin’ in the Wind (dawny przekład Filipa, odgrzany na tę okazję). Ponownie pojawiły się dwie piosenki Filipa Nie mnie i Artysta, był Brel, Kryl, Nohavica, Llach i Brassens, a na bis jeszcze Monty Python (Galaktyka) i W karczmie nad morzem Llacha-Kavafisa… Same bakalie, zero ciasta…

Mamy za dużo piosenek. I wciąż przybywa…

Nastepny
Tygmont, Warszawa